Jak to jest ze spacerowiczami.

Jak to jest ze spacerowiczami,
krótkie przemyślenia, długa dyskusja.

 

JAK TO JEST ZE SPACEROWICZAMI...

Dziś kolejny raz miałam okazję przekonać się jaką trudność sprawia niektórym myślenie.

Wychodzę z psami na przepastne łąki, dodatkowo nie zaczynam spaceru w miejscu,
gdzie się one zaczynają tylko jedziemy w głąb tego obszaru. Mamy swoje sprawdzone miejsca.
Daleko od ludzi. Nie mniej jednak czasem gdzieś w oddali pojawiają się jacyś zabłąkani spacerowicze.
Czasem mijamy ludzi z psami w samochodzie szukających miejsca do wybiegania psów.
Gdy np chcemy zmienić nasze miejsce na inne ale ktoś tam już jest - wybieramy inną.
I ja właśnie w tej kwestii chciałam dziś napisać.

Dla mnie logiczne jest, że jeżeli jadę/idę i widzę, że w danym miejscy już ktoś jest to odbijam w innym kierunku.
Obszar o którym mówię jest PRZEOGROMNY! PRZEOGROMNY!
Uważam, że skoro jest TYLE miejsca to mogę jechać w inną cześć łąk. Logiczne?
No nie dla każdego.

Już kilka razy spotkaliśmy się z tym, że w naszą stronę idą ludzie z psami, widzą nas, widzą psy i co?
myślicie, że odbiją w którąś stronę?
Absolutnie nie!!!!!!!!
Lezą na nas, czerpiąc z tego chyba jakąś satysfakcję, że nasze psy już na smyczy rwą do ich psów - nie na smyczy - bo po co?
Po co mają brać psy na smyczy!
Tez powinnam w tej sytuacji spuścić moje?
4 psy w tym 3 sporej wielkości?
No bo niby czemu moje mają być uwiązane skoro inne nie są i denerwują moje - taka ironia oczywiście.
Dodatkowo, zawsze gdy widzimy, że tacy "mądrzy" idą w naszym kierunku staramy się oddalić,
ludzie przechodzą, my się bawimy dalej, mija 5 min, oni wracają...no żesz...nie powiem co!
Oczywiście ja już się gotuję, mój Tomek wyjaśnia mi, że to nie są moje prywatne łąki i każdy może po nich chodzić i żebym wyluzowała.
Ale ja nie mogę!!!!!

Chyba tacy ludzie mogą użyć mózgu, to nie jest trudne.

Do napisania tego postu skłoniła mnie dzisiejsza sytuacja.
Psy się bawią i widzę ludzi z psami.
Pomyślałam, zobaczą nas, wrócą lub odbiją w któraś stronę. Ależ nic bardziej mylnego. Lezą jak cielaki na nas.

Wzięłam psy na smyczy,oczywiście tamte psy bez smyczy mimo, że nas widzieli.
Odbiliśmy w prawo.
Przeszliśmy spory kawał (nazwijmy to "strefą byforową") i bawiliśmy się na łące równoległej nazwijmy ją "równoległą",
do miejsca gdzie spotkaliśmy tych ludzi i gdzie stał nasz samochodów.

Strefa "buforowa" była bardzo duża, charty szybko biegają i nie chciałam by kątem oka zobaczyły psy i pobiegały,
lub by nadarzyła się sytuacja odwrotna, bo że moje psy nic innym nie zrobią to wiem,
ale nie mam pewności jak zachowają się tamte psy.

Psy bawiły się na łące "równoległej", a ja obserwowałam poczynania tamtych spacerowiczów.
Straciłam ich z oczu gdy schowali się za krzaki które prowadzą na kolejną łąkę.
My bawiliśmy się na naszej, obserwowałam jedynie co jakiś czas czy spacerowicze nie wracają,
bo była to istotna informacja ponieważ i my wcześniej czy później wrócić do samochodu,
ku niezadowoleniu moich chartów które spędzać chciały by tam całe dnie, musieliśmy.

No i tak się bawimy, bawimy. I gdy już postanowiłam wracać, nasza strefą nazwaną "buforową"
aczkolwiek bardziej środkową jej cześcią (wtedy uderzyliśmy prawą), wyobraźcie sobie, że spacerowicze pojawili się tuż koło nas!!!
Myślałam, że wyjdę z siebie, słowo daję!
Gdybym wybrała na powrót drogę którą przyszłam, (nie wybrałam jej bo tam wytarzała się Rebelka),
a nie bardziej na środku między wysokimi trawami to wlazłabym wprost na nich.

Czy ludzie mają jakaś potrzebę łażenia za innymi, czy tylko ja mam pecha do takich jednostek?

Absolutnie nie mam nic do tego by moje psy pobawiły się z innymi psami,
jeżeli sama mam ochotę zapytać kogoś czy ma ochotę na wspólny spacer,
podchodzę sama (psy są w samochodzie czy z Tomkiem), ale kurde włażenie komuś w drogę
co chwila na łąkach które maja kilkaset hektarów!!!

I jak napisałam na początku, może jestem dziwna, ale jeżeli widzę, że w danym miejscy są już psy
i ich właściciele idę kurde w inne, nie łażę za kimś, nie podchodzę do miejsca gdzie się bawi ze swoimi psami!

Żadne z osób które tam spotkaliśmy nie miały ochoty by podjeść, oprócz łażenia za nami,
lub włażenia nam w drogę nie poczyniły żadnych kroków które mogłabym odebrać jako chcąc wspólnego spaceru.

RAZ spotkaliśmy ludzi spacerujących z 3 psami, którzy zmienili trasę spaceru widząc, że jesteśmy.

Z czego wynika taka bezmyślność ludzi?

I myślicie , że mam "szczęście" do takich ludzi tylko na łąkach?
NIC bardziej mylnego.
Sytuacja z wakacji nad morzem, psy biegają, ja siedzę na środku plaży, Tomek bliżej brzegu.
Idą w naszym kierunku ludzie z dwoma psami.
Przywołujemy więc nasze.
Ja siedzę z Teki i Lalą, Tomek bliżej morza z Rebką i Primą.
Pani z naprzeciwka, mając do wyboru przejście dużą wolną strefą między nami, lub brzegiem morza, zgadnijcie którędy przeszła?
Z metr od Tomka, z mojej perspektywy wyglądało to tak, że po nim przejdzie.
Prima oczywiście szalała, bo Teki szczekała, a ona pierwsza do obrony stada.
Rebuśka jak to Rebuśka, chciała się bawić z pieskiem więc też emocje były.
A dodam, że nim "mądra" Pani prawie wlazła na Tomka, psy oczywiście stały/siedziały spokojnie.
No ale cudów nie ma, jakieś dwa duże psy idą prosto na nich. Więc musiały zareagować.

No to się wywnętrzniłam, a Wy co myślicie?
Macie jakieś swoje opinie?

Zapraszam do burzliwej dyskusji na fb https://www.facebook.com/maybechart/posts/680654235458864

Zapisz

Odsłony: 2488
Drukuj