Krótka historia o KONSEKWENCJI

 

Krótka historia o KONSEKWENCJI

 



Dziś kilka słów o konsekwencji.

Raczej nie mam z tym problemu, chyba, że chodzi o psy,
o ich szeroko pojęte dobro i wspaniałe samopoczucie ale przyznam, że też zachcianki i humory.

I tak np. dziś.

Z racji tego, że wczoraj charty dały czadu na górkach, kundelki też wybiegały swoje,
łącznie spędziłyśmy tam ponad 2,5h uznałam, że biorąc pod uwagę moje zaległości pracowe,
czwartek będzie dniem „leniuch”, nie dla mnie ale dla psów.
Czyli nigdzie nie wychodzimy, jedynie zabawy w ogrodzie, również te wspólne
– bo jak Pańcia patrzy to fajniej jest.

Byłam twarda, zajęłam się pracą, nie zwracała uwagi jak psy się kręciły, wypuszczałam na ogród jak chciały.

Ale gdy koło 14 znudzona Rebelia zaczęła marudzić, patrząc na mnie tymi swoimi oczami,
jak Prima zaczęła sama ze sobą się ganiać pękłam…i zabrałam je na spacer.

Z racji tego, że trochę mnie znów przeziębienie bierze postanowiłam,
że dziś spacer na smyczy, bym nie musiała poświęcać energii na ich pilnowanie.

Z racji tego, że z tyłu głowy nadal miałam, że praca czeka,
szukałam pomysłu na odbycie spaceru nie za długiego, ale takiego by je zmęczyć i nie nazbierać za dużo kleszczy.

Wymyślałam, że wybierzemy się na wielką matę węchową czyli?
Pójdziemy w miejsca gdzie normalnie nie mogą biegać, bo jest tam zwierzyna.

Wybrałyśmy się na pola w okolicy lasu, gdzie nie biegają i nie spacerują.

 

 

 

Pomysł chyba wypalił, bo dziewczyny węszyły jak oszalałe.

 

 

 

 

Bo przecież co innego węszyć na łąkach, gdzie często bywają, a co innego w miejscu,
gdzie w ziemi odciśnięte są ślady zwierzyny – jeden przy drugim.

 

 

 

Ja się trochę nadenerwowałam, bo tańcowałam przy nich - zdarza im się mieć różne pomysły gdzie chcą wąchać,
a Prima nie przebiera w środkach, więc zdarzało jej się mnie i Rebelię przeciągnąć na swoją stronę...niespodziewanie.

Spotkałyśmy nawet dwa zające – ale to już nie było takie fajne,
dwa zające, otwarta przestrzeń, dwa charty na smyczach i ja! Już wiecie czemu tam nie biegamy?

Pospacerowałyśmy więc z psami, powęszyły,
po wypatrywały kolejnych zajęcy których na szczęście już nie było i po godzinie wróciłyśmy do domu.

Z racji tego, że z kundelkami spacer wygląda trochę inaczej,
zabrałam je w to samo miejsce ale one biegały już bez smyczy.
Tekulek biegała za piłeczką, a Lala zajęła się tropieniem myszy – coś średnio mnie zadowalało,
bo tropiła w trawach a tam jak wiadomo są kleszcze.


 

 

Nastąpiła szybka zmiana planów, powędrowałyśmy na górki.

 


Tam były zabawy piłkami, NERFa prawie dwa razy utopiły :P, dobrze, że byłam w kaloszach.

 

 

 


Pocykałam trochę fotek.

 


Wróciłyśmy chwilę na pola i pojechałyśmy do domu.


 

 

 

I tym oto sposobem, z dnia „bez spaceru” zrobił nam się dzień z prawie 3h spacerami.

No co ja poradzę, że wolę spędzać czas z nimi niż pracując,
jak to mówią „praca nie zając”, a noc dług.

Odsłony: 2450
Drukuj