Pierwsza majowa niedziela

Nic specjalnego na niedzielę nie planowaliśmy,
rzuciłam jedynie luźny pomysł, że skoczymy jakieś 20km od nas na odbywający się tam Jarmark.
Bardzo lubię targi rękodzieła i produktów regionalnych.
Jarmark odbywał się w okolicy kościoła, co wróżyło, że i pańska skórka będzie - a uwielbiam.
Dodatkowo, była to okazja, by dziewczyny pochodziły między ludźmi,
każda okazja do takiej aktywności jest wg mnie wskazana.

Ruszyliśmy więc, zakładając, że w drodze powrotnej zajedziemy do naszej Pani Vet,
by przekazać karmę od Belcando dla bezdomniaków z Fundacji
oraz podrzucić wyniki badań krwi chartów do konsultacji.

Ruszyliśmy więc, a że po drodze mijaliśmy las , skusiliśmy się na spacer.
Co prawda ubrana byłam raczej mało sportowo, ale co tam.

 

Rzecz jasna dziewczyn nie ucieszyło, że spacer trwał zaledwie z 40minut, więc w drodze od samochodu wlokły się niemiłosiernie.

 

 

Udało mi się tez uchwycić moment, gdy Rebelia zorientowała się, że to nie żarty i już jedziemy.
Tym samym zastosowała swoją stałą strategię, odwrót i położenie się na ziemi.
Ona nigdzie nie jedzie - było za krótko!

 

 

   

 

Po namowach udało się Gwiazdeczkę namówić do wejścia do samochodu.

Ruszyliśmy na Jarmark.

Dziewczyny gdy zobaczyły ludzi, samochody, wolną przestrzeń i ogólne zamieszanie bardzo się ucieszyły.
Takie warunki kojarzą im się jednoznacznie - zawody.
Śmiesznie były, gdy chodziły między ludźmi i rozglądały się za parcourem.
Rebelia ciągnęła w stronę wału przeciwpowodziowego licząc, że właśnie tam są zawody.

Jarmark okazał się małym Jarmarkiem, zakupiliśmy sok rokitnika dlla Pani Mamy,
pooglądaliśmy stoiska i udaliśmy się do samochodu.

 

Po Jarmarku krótka wizyta u Pani Vet i ...


No właśnie, normalni to my nie jesteśmy, bo wpadliśmy na pomysł,
że jednak pojedziemy od razu zobaczyć miejsce,
które wcześniej Tomek wypatrzył na mapie.

Jako, że ja ustawiałam GPS i trochę źle zrozumiałam jego wskazówki,
po tym jak troszkę błądziliśmy - dojechaliśmy na miejsce.

Troszkę musieliśmy na celu dojść, m.in. pokonując wał.




Niby nic nadzwyczajnego powiecie?
Świetnie! Tylko ja byłam w butach mało sportowych.
Ale co tam!
Szłam.
Co prawda przy schodzeniu z wału Rebelię, którą prowadziłam oddałam Tomkowi,
bo bałam się, że jak przyśpieszy zjadę na tyłku,
poza tym, że w buty nazbierałam kwiatków (nie pytajcie jak! nie wiem),
było całkiem spoko.



Dotarliśmy nad rzekę i zaniemówiłam.
C u d o w n e  miejsce.

 

Na tą plażę, którą widzicie na horyzoncie prawdopodobnie uda nam się przejść gdy poziom wody opadnie,
gdyż w jednym miejscu sięga bardzo blisko brzegu.

 

 

Miejsce jest urokliwe.
Woda, łąki, brak ludzi, miejsce do pobiegania i ochłodzenia się po wygłupach.

 

 

Jako, że w domku czekały na nas Tekila i Lala, a my wybyliśmy z domu "tylko na 2h",
a minęło już prawie 4, długo się na nowe miejscówce nie nabyliśmy, ale wrócimy niebawem.

Rasumując, podczas naszego szybkiego wyjazdu zaplanowanego na 40km i 2h,
pokonaliśmy ok 80-90km i nie było nas ok. 5h.
Lubię takie spontaniczne wyjazdy.
Było cudownie.

 

 

Odsłony: 2348
Drukuj