Wyjazd z jednym psem czyli 1/4 stada

 

 

W maju miałam okazję kolejny raz gościć w Leśniczówce Nibork.
Tym razem miał to być wyjazd bez psów, tylko z Mamą.
Ale ja nie potrafię chyba bez psów.
Chciałam zabrać Rebelię i Tekilę – czyli „moją” część stada.
U nas jest ścisły podział, Teki i Rebi kochają najbardziej mnie, Lala i Prima – Tomka.
Pan Mąż jak usłyszał, że mam taki pomysł kategorycznie zaoponował.
Powiedział, że mam jechać sama i odpocząć.
Po długich negocjacjach stanęło na tym, że jadę z Tekilą.

I pojechałam.



Powiem Wam, że było jakoś dziwnie.
Tak z jednym psem?

Pomijając już tęsknotę za pozostałą częścią stada i telefony „co u Was? Co robią dziewczynki?”
łapałam się na tym, że „czegoś” mi brakowało.

To takie dziwne być z jednym psem, jakoś tak nie swojo.


Nie mniej jednak przez chwilę mogłam się poczuć tak,
jak czują się osoby posiadające jednego psa, i powiem Wam –
serio nie kumam marudzeń osób z jednym psem.
A dodam, że Tekila nie jest psem bezproblemowym,
nie zostanie sama w pokoju, cały czas musi być blisko mnie,
nie ma problemów, by podchodzić do ludzi czy szukać jedzenia po ośrodku,
więc stale musiałam ją pilnować.

Ale nadal to było pilnowanie jednego psa, a nie dwóch, trzech czy czterech.

 



Czekanie na jedną kupę, jedno siku, podanie jednej kolacji,
zabranie na spacer rzeczy dla jednego psa – jakie to dziwne.

Zauważyłam jeszcze jedna rzecz, że w sumie może opieka nad 4 psami jest angażująca,
ale osobiście chyba już tak jestem przyzwyczajona do robienia wszystkiego x4,
że dla mnie to nie jest jednak absorbujące.

Chociaż powiem Wam, że pilnowanie jednego psa na spacerach
jest zdecydowanie mniej angażujące.
I tu nadal podkreślę, że jak usłyszę, że ktoś sobie nie radzi z jednym psem i oddaje,
to chyba powiem co o tym myślę.

Jasna sprawa, są różne sytuacje, ale po 3 dniach tylko z Tekilą stwierdzam,
że jeżeli sprawy zdrowotne/zawodowe/tragedia rodzinna nie przeszkadza w opiece nad psem to na litość boską,
ludzie nie szukajcie na siłę wymówek, by psa oddać tylko przyznajcie przez sobą i innymi,
że z powodu swojego egoizmu oddajecie psa.



Ja mam 4 psy, z własnego wyboru i na 100% będę miała więcej psów, może już nawet niebawem.
Też mam różne sytuacje w życiu, ale szukam rozwiązań,
rezygnuję z jednych rzeczy na rzecz innych.
Priorytetem są moje psy, bo za nie wzięłam odpowiedzialność.

 

A wracając do wyjazdu, przyznaję, że odczułam pewne dogodności posiadania jednego psa.
Np. nie musiałam pilnować jak Tekila bawiła się zabawką,
nie musiałam sprawdzać czy przypadkiem nie rzuca nią w stronę np. Primy,
by potem wszczynać awanturę, że przecież Prima chciała jej zabrać.
Nie musiałam uważać na to czy ktoś nie zabrał Tekili zabawki,
a ona nie próbuje w jedyny dla siebie sposób „na chama” wpadając w innego psa,
odebrać tej zabawki.

Na spacerze pilnowałam tylko jednego psa, i to dodatkowo takiego,
 który nie pobiegnie za zwierzyną.
Pozostawało mi jedynie patrzenie czy w okolicy nie ma innego psa,
bo co jak co, ale obcym psom i ich właścicielom nie ufam.

Tym bardziej po tym, jak zboczyłam pod Młynem  u Źródeł Rzeki Łyna,
jak biegnie w naszą stronę ze smyczą młodziutki aczkolwiek rosły amstaff,
a za nim Pani koło 60tki wołając go.
I nie było by to jeszcze najgorsze, przecież każdemu pies może się wyrwać ze smyczą…
no dobra, nie każdemu tylko nie odpowiedzialnemu właścicielowi.
Gorsze od tego było to co zdarzyło się później,
psiak położył się w pewnym momencie w piachu i zaczął tarzać,
Pani dobiegła i chciała złapać za smycz, ale tak bała się psa,
że gdy on odwracał głowę w  stronę jej ręki ona ją odsuwała,
coś na zasadzie „wpada Wam banknot o dużym nominale do pojemnika z robakami
i musicie go wyciągną, a boicie się robaków”.
Pani nie była w stanie złapać za smycz,
bo co próbowała to on kąsał, a Pani odsuwała rękę bo się bała…
Serio, nie wierzyłam w to co widzę.
Z 2minuty stała nad psem próbując złapać smycz, ale tak by jej nie ugryzł
– jak na moje oko w zabawie, bo był mega rozbawiony.
Jak potem widziałam jak prowadzą go na smyczy trzymając delikatnie smycz,
w luźnych szelkach…ja serio nie miałam więcej pytań.  
No może jedno czy to ich pies lub jaki nieodpowiedzialny właściciel zostawia psa w rękach osób,
które są mu podporządkowane, no i jak pies będzie zachowywał się w przyszłości.
Powiecie może, że to nie mój problem.
Po części mój, bo wychodzę z psami za obręb swojej działki i nie mam ochoty spotykać psów,
które nie potrafią się zachować lub nad którymi opiekun nie panuje,
bo sobie kupił rasę, tylko dlatego że mu się podoba wygląd.
Ale wracając do tematu, na szczęście akcja miała miejsce gdy podjeżdżałyśmy pod Młyn,
wszystkie byłyśmy w samochodzie, przeczekałyśmy jak poszli i dopiero wyszłyśmy z auta.
Na szlaku bardzo potem uważałam czy nie ma kolejnych wędrowców.
A na przyszłość wiem, że na szlak nie pójdę w niedzielę tylko w tygodniu…gupia ja!

 

A co poza tym?
No niby wszystko fajnie, ale nie wiem czy już pisałam (hihihi) tak dziwnie, tak nienaturalnie.
Gdyby ktoś mi 13 lat temu powiedział, że posiadanie jednego psa jest nienaturalne,
to bym się spojrzała na niego jak na (nie wiem co napisać, by siebie nie obrazić, hihi), no spojrzała bym na niego dziwnie.

 

Ja najzwyczajniej w świecie jestem już tak przyzwyczajona do posiadania koło siebie więcej niż jednego psa,
że absolutnie mi to nie przeszkadza.

Pamiętam jak pierwszy raz w moim domu pojawiła się koleżanka ze swoją 4 chartów,
łącznie 8 psów w domu, jak ludzie się dziwili.
A my? Oprócz ciągłych zabaw to wiele się nie zmieniło, no może w kuchni z 8 psami było trochę ciasno
i kot musiał siedzieć zamknięty.



Ale do brzegu, bo u mnie jak zawsze wielowątkowość.

Wyjazd był super, mega super, mimo wielkiej tęsknoty za resztą stada.

Pozwolił mi oderwać się od domowej rzeczywistości, nic nie robić.

No może prawie nic, bo laptopa wzięłam ze sobą, aparat to uzależnienie, a fb i insta przypadkiem co jakiś czas się odpalały.
Ale każdy kto wyjeżdża wiem o czym mówię.

Czy niebawem kolejny wyjazd?
Na 100%, i może tym razem bez psów.

 

Odsłony: 2204
Drukuj