Czy jest na sali weterynarz?

 

Weterynarz na wakacjach - gdzie szukać.

Jak wiecie podczas naszego wyjazdu wakacyjnego sporo się działo.
W drugi dzień wakacji i jednocześnie w dzień zawodów, tuż po powrocie z odprawy chartów,
podczas oczekiwania w pokoju na biegi, moja Tekila zwymiotowała.
Powiecie nic nadzwyczajnego, zdarza się...no zdarza, wymioty trawą, wymioty żółcią,
wymioty śliną, nie mniej jednak wymioty krwią.
Tak, Tekisia zwymiotowała krwią, nie była to na szczęście żywa krew (podobno to bardzo zły objaw),
był to bledszy odcień krwi, ale nie zmienia to faktu, że była to krew i to w sporej ilości.
Totalnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, liczyłam się z jakimś rozwolnieniem z racji zmiany miejsca,
aczkolwiek kundelki często z nami jeżdżą i raczej nic takiego się nie działo, no a już nigdy nic takiego.
Nie będę tu szczegółowo opisywać co się działo, zrobię o tym kolejny wpis.
No więc podczas ogarniania Tekili, gdy już przestała wymiotować, gdy czekała na podanie leku,
podczas biegu w drugiej turze, biegu de facto o Mistrzostwo Polski w Rebelię podczas biegu wpadła suka, z którą biegła w tym biegu.
Wpadła w nią z takim impetem, tak niefartownie, że mój pies przebiegł jeszcze kilka metrów, stanęła i już dalej nie była w stanie biec.
Kto zna Rebelię wie, że Rebelia nie wraca z byle powodu, może jaśniej, Rebelia nigdy nie wróciła, robiła fikołki,
w czasie biegu nabawiła się kontuzji barku i dobiegła z nią do mety, no jest krejzolką.
Gdy wróciła do mnie wiedziałam, że nie jest ok…
Nie myliłam się, od tamtej pory walczymy z urazem plecków.
Ale o tym też innym razem.

Chciałam poruszyć tutaj temat opieki weterynaryjnej na wyjazdach.

Tekiśka dzięki telefonicznej konsultacji z naszą Panią Vet, pomocy na miejscu,
wyprawach po leki została zaopiekowana.
Rebelia dająca dwuznaczne objawy była na obserwacji.

W niedzielę rano z Kaszub, wyruszyliśmy nad morze.

Biorąc pod uwagę, że nie wiedziałam jak dalej potoczy się sytuacja z Tekilą,
do tego miałam leki które trzeba było jej ew podać dożylnie.

Biorąc pod uwagę, że Rebelia była w trakcie diagnozowania kontuzji,
postanowiłam znaleźć lecznicę w okolicy naszego miejsca pobytu oraz taką w której świadczone są usługi 24h.

Wierzcie mi na słowo, że NAWET PRZEZ MYŚL mi nie przeszło, że będzie to takie wyzwanie.

Mieszkam pod Warszawą, a mimo to 5km ode mnie mam dwie lecznice z numerami całodobowymi,
20min ode mnie kolejną oraz 40min ode mnie jeszcze jedną.

Jechałam w okolice Ustronia Morskiego, czyli miałam szansę dojechać szybko i do Kołobrzegu i Koszalina,
no więc zaczęłam dzwonić i co?

SZOK!

Lecznice czynne w konkretnych godzinach, np. między 11-13 i 18-19, what?
Serio!

Dzwonię więc do lecznicy z wielką reklamą w internecie, że świadczą usługi całodobowo potwierdzić,
czy tak faktycznie jest – intuicja.
I co słyszę? Że urlopy macierzyńskie, że mało pracowników, reasumując – że nie świadczą.

Wierzcie mi lub nie, drogę nad morze oraz poniedziałek spędziłam na obdzwanianiu lecznic w bliższej i dalszej okolicy.
Dzwonieniem do Inspektoratu Weterynaryjnego czy czasem nie znają jakiejś lecznicy lub weterynarza,
który świadczy usługi całodobowo.
Ani w Koszalinie, ani w Kołobrzegu nie ma takiego weterynarza! SZOK!
Ja się pytam? Czy tam zwierzęta nie chorują?
Lecznice otwarte po 4h dziennie, w konkretnych godzinach…
A jak psu się coś stanie? Coś wymagającego pilnej interwencji?
To co? Do Szczecina 3h z nim trzeba jechać?
Jak mi Prima puchła po ugryzieniu osy (zdjęcie do postu), to miałam max 15min…

Dobra, przyznaję ja nie korzystałam NIGDY i mam nadzieję,
nie będę musiała korzystać z usług nocnych, no ale kurde!
Chyba takie miejsca powinny istnieć.
Mój pobyt stanął pod znakiem zapytania, byłam przerażona tym jak zwymiotowała Tekila,
byłam przerażona tym jak zachowuje się mój kontuzjowany pies. Mimo, że były zaopiekowanie,
otrzymały pomoc na Kaszubach, zalecenia, pozostała kwestia obserwowania czy nic się więcej nie wydarzy.
Czy Tekila zareaguje na lek, czy Rebelia nie dostanie jakiegoś ucisku w kręgosłupie,
czy nie będzie reakcji z narządów wewnętrznych które zostały stłuczone (wiemy to z usg).
A ja nie miałam miejsca w które będę mogła jechać jak by co.
Najbliższe w Szczecinie! 3h od nas! Extra!

Ale drążyłam dalej, dzwoniłam do lecznic, informowałam, że nie jestem nie normalna,
że nie będę dzwonić by kleszcza wyciągnąć.

Że mam 4 psy i wiedzę szeroką w temacie doraźnego leczenia psów,
że mam ze sobą leki, a pod telefonem naszą super Panią Vet, że szukam kogoś kto odbierze telefon w środku nocy
gdyby któryś z moich psów był w stanie zagrożenia życia – co wcześniej skonsultuję z moją Panią Vet.

Informowałam, że mam Tekilę po wymiotach krwią, Rebelię po wypadku na zawodach,
oraz sukę uczuloną na osy i oczywiście mam ze sobą steryd który jej podam, ale gdyby dalej puchła potrzebuję pomocy.

Sama w to nie wierzyłam, ale od gabinetu do gabinetu i trafiłam na dwóch weterynarzy
w Białogardzie (40min od nas), i jeden i drugi obiecał, że odbierze gdyby „coś” było bardzo poważnego.
Trochę mi ulżyło, mocno wierzę, że nie były to czcze zapewnienia.
Miałam możliwość, albo panikować i wrócić do domu, albo trochę się ogarnąć i ufać, że nic się nie stanie.
Nic więcej się nie stało, zarówno Tekiśkę i jej leki ogarnęliśmy u cudownej Pani Vet z lecznicy w Kołobrzegu.
Pani Doktor zrozumiała sytuację w jakiej jesteśmy i to, że potrzebujemy leki dla Tekili ale konkretne,
takie zalecone przez naszą Panią Vet i wiecie co? Wypisała. Naprawdę!
Jadąc po leki Tomek zabrał jeszcze ze sobą Rebelię, która została zbadana,
wykonano jej dodatkowo testy na choroby odkleszczowe (stan Rebelii, który Wam potem opiszę był bardzo nietypowy,
woleliśmy nie ryzykować). Testy wykluczyły choroby odkleszczowe – ufff.
Tutaj dziękuję z Ewie z ŁAPECZKOWO , która (zbieg okoliczności) chwilę po tym jak zaglądałam na jej profil szukając testu
który robiła swojej Freyi napisała do mnie, że może powinnam Rebi i Tekili zrobić testy na kleszcze
– niezły zbieg okoliczności, ale przysięgam tak było. Więc odpisałam Ewie, że właśnie Rebuśka jedzie na testy i ,
że to o niej i jej poście pomyślałam i tam szukałam info.

Reasumując, u nas sprawy potoczyły się tak, że co prawda wróciliśmy wcześniej z wakacji,
wyjazd i tak był pod znakiem leczenia psów, a i Rebelia zaczęła ukazywać nam nowe objawy
więc musieliśmy wracać na konsultacje do nas, ale pozostało pytanie czy w takich miejscowościach psom się nic nie przytrafia?

Pytanie by się nigdy nie pojawiło, sama jeżdżę tam od 5 lat, no ale tym razem sytuacja sprawiła,
że chciałam mieć pewność, że otrzymam pomoc, no i się musiałam na dzwonić
.
Naszło mnie wtedy takie przemyślenie, że byłam każdy poprzedni wyjazd skrajnie nieodpowiedzialna licząc,
że lecznica która ma wpisane że jest całodobowa taka jest, oraz że tak jak u nas lecznice działają od 8 do 20 lub później.

Od Kamili z Zapsieni w sieci wiem, że oni u siebie w Szczecinie wywalczyli lecznice niosące pomoc całodobowo – dyżury.
Zdaję sobie sprawę, że takie dyżury to nic fajnego, bo ludzie zgłaszają się nocami na wyciągnięcie kleszcza,
ale nie można generalizować, że wszyscy mają głupie pomysły, i fajnie by było,
żeby w większych miejscowościach zadbano o to, żeby zwierzaki miały szanse na pomoc o każdej porze.

Korzystając z okazji chciałam podziękować wszystkim, którzy odpowiedzieli wtedy na mój post
i podsyłali mi info o lecznicach w okolicy, a nawet telefony - bardzo dziękuję.

A jak jest w u Was w miejscowościach z pomocą weterynaryjną ?

 

Odsłony: 2045
Drukuj