"U weterynarza" - historyjka z życia wzięta

 

HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE
(zdjęcie dla przyciągnięcia uwagi)

Słuchajcie mieliście jakieś absurdalne historie związane z wizytą w poczekalni u veta?

Ja już jakiś czas temu miałam podzielić się z Wami historyjką, która przydarzyła nam się podczas jednej z wizyt u veta.
Co jestem u veta, lub widzę, że ktoś jest to mi się przypomina.

No więc ja mam taką zasadę, że staram się by moje psy w lecznicy miały jak najmniej kontaktu z czymkolwiek.
Żadnego picia wody z miseczki ogólnodostępnej, żadnego wąchania podłogi, żadnych wąchań z innymi psami.
Tekila jest malutka więc ją najczęściej do lecznicy wnoszę, trzymam na kolanach w poczekalni,
lub ostatecznie siedzi na krzesełku obok mnie.
No domyślam się, że w większym procencie trafiają tam zwierzaki chore, staram się zachować więc maximum ostrożności.
(oczywiście moje psy są szczepione "na wszystko", no ale wiadomo, że ostrożności nigdy za wiele).

No więc ja sobie siedzę w tej lecznicy, jako że wtedy czekałam na przyjęcie między pacjentami była to już któraś godzina,
Tekila już wychodziła z siebie. Już siedziała na kolanach, spała na krzesełku, wychodziłyśmy na spacerki.
Złamałam swoje zasady i pozwoliłam jej postać koło mnie, bo serio już sama miałam ochotę biegać z nudów.
W pewnym momencie wchodzi Pani z yorkiem, malutki staruszek, widać, że swoje już przeżył.
No i ten maluszek kręci po lecznicy, wącha, kaszle (kaszel raczej nerwowy albo płuca, bo nie wyglądało na przeziębienie),
no ogólnie zwiedza.
W pewnym momencie Pani idzie w naszą stronę, psy się zobaczyły, nie zdążyłam podnieść Teki do góry,
a Pani zadaje mi pytanie, które do dziś wywołuje u mnie atak śmiechu
"a Pani pies to zdrowy jest? nie chory? żeby mój się nie zaraził?"
No do jasnej anielki! czy Wy to czujecie?
Pani, która puściła swojego psa by łaził po lecznicy, w której było pierdylion psów,
lecznicy gdzie jest szpital więc kręcą się tu również psy ze szpitala,
Pani której pies chodzi po lecznicy i kaszle, i ona mnie pyta "czy jej pies się nie zarazi czymś od mojego?"
Słuchajcie, mnie zamurowało!
Wydukałam z siebie, że jest zdrowy i, że i tak nie chcę by się wąchały i wzięłam Teki na kolana.
Doprawdy jak doszłam do siebie, to miałam ochotę zapytać jej czy nie uważa,
że większym zagrożeniem dla jej 4kg psa od wąchania się z innym psem jest łażenie i zwiedzanie poczekalni lecznicy,
i że raczej jej pies robi wrażenie chorego.
No ale nie odważyłam się, wiecie - psiarze są dziwni, jeszcze by się obraziła.
A Wy mieliście jakiś absurdalne historyjki?
 
Odsłony: 2100
Drukuj