Jak zgubiłam kluczyki od auta na łąkach!

 

 

 

To może przytrafić się tylko mi.
A co takiego?
A zacznijmy od początku.

.
Dziś o 11 byłam już w Warszawie na wykładzie związanym oczywiście z psami, ale jakim, to opowiem niebawem.
Do domu wróciłam przed 15, nie ukrywam zmęczona bo wstałam kilka minut po 7, w planach miała odpocząć i zabrać kundelki na spacer.
Ale gdy weszłam i zobaczyłam jak Tekiśka wariuje pod szafką z obrożami/smyczami/szelkami wiedziałam, że zmięknę i wyjdę z nimi od razu.
Tak też uczyniłam
.


Jako, że charcice pojechały z Tomkiem na rower, wychodziłam z samymi kundelkami więc zabrałam je na nasze "stare" łąki,
dawno tam nie byliśmy, dodatkowo gdy idę z nimi mogę zostawić auto przy wjeździe na łąki i przespacerować się na "nasze" miejsce. 


Charty prowadzam tam na smyczy, bo idąc na nasze miejsce biegania mijamy sporą ilość drzewek
.


No więc tak sobie szłyśmy, ja trochę nagrywałam (zajrzyjcie na IG), no i szłyśmy,
no i nawet nagrałam dla Was filmik o smyczy, którą chcę Wam polecić, no i szłyśmy i potem wróciłyśmy do auta i...
i się okazało, że w mojej "nerce" brak kluczyka do auta!!! Serio!!!


Szybkie przemyślenie co się stało, zaczęłam szukać w okolicy samochodu gdzie pierwszy raz wyjmowałam telefon z nerki,
ale jako, że nic nie znalazłam zaczęłam analizować...no i wyszło na to, że zgubiłam je na końcu łąk nagrywając o smyczy...


No i co teraz?

Wiedziałam, że wracanie taki kawał to durny pomysł, bo Lala musi oszczędzać nogi,
a Teki nawet nie chciała już iść, zostawić ich oczywiście nie zostawię w aucie samych...

Zapytacie "niby jak w aucie, skoro kluczyki zgubione"? 

Powiem tak no mam swoje sposoby na otwarcie własnego auta.

.
I przyznam, że sposób się przydał, bo z 10min po tym jak zadzwoniłam do Tomka,
że zgubiłam kluczyk i musi przybyć nas ratować rozpętał się armagedon,
jakieś oberwanie chmury, wielki deszcz i do tego taki wiatr, że ruszało całym samochodem...
słowo Wam daję, że tylko się rozglądałam, czy jakieś drzewa na nas nie lecą...
wściekła byłam, bo naprawdę się przestraszyłam...nagłe zmiany pogodowe nie są fajne,
a ja stałam na środku łąki z dwoma psami w aucie.


Ale co miałam zrobić? Czekałam.


Tomek przecież na rowerze, musiał wrócić, zostawić charcice i przyjechać.
No i się doczekałam, nawet przestało trochę padać jak przyjechał.
.
Pojechaliśmy na początek w miejsce gdzie wydawało mi się, że kluczyki mogły mi wypaść,
do poszukiwań zaangażowany był jeszcze mój Tata, którego Tomek zabrał po drodze, bo dowiedział się, że będą poszukiwania.


Jak się pewnie domyślacie, kluczyki były w okolicy w której wyjmowałam smycz!


Uffff!!!


A wiecie co jest niesamowite w tej historii, że rano biorąc kluczyk
- a jest to taki specyficzny kluczyk (jak karta tylko troszkę grubszy) pomyślałam "może jakąś smycz oczojebną do niego podepnę"
...czujecie?

Gdybym podpięła smycz, to pewnie zauważyłabym jak mi wypada..

TADAM!

 

 

 

Odsłony: 1677
Drukuj