6 stycznia to doskonały dzień na pierwszy w tym roku spacer z Karoliną, Harrym i Wallikiem czyli ekipą DOGłębnie
Jako destynację wybraliśmy las w naszej okolicy gdzie bywałam już z psami i bardzo chciałam te piękne miejsce pokazać Karolinie.
Spacer odbył się oczywiście na smyczy - jak to w lesie.
Nasze psy się już znają więc po wylewnym powitaniu podreptaliśmy w las :)
Dodam tu tylko, że najcudowniejszym momentem powitania był ten kiedy raczej stroniąca od innych psów Pri, po wyjściu z auta
przywitała się z chłopakami jak z najlepszymi kumplami,
no dobra...trochę tak z wrodzoną swoją nieśmiałością ale no zaskoczyła mnie tą wylewnością bardzo.
Wspaniale jest widzieć jak między psami, które się co jakiś czas spotykają zawiązują się takie więzi.
A zaznaczyć muszę, że nie widywaliśmy się ostatnio.
Dziewczyny widziały się z whippetami z 3-4mc temu, ale wcześniejsze częste spotkania zrobiły swoje - są kumplami!
No co ja Wam mogę więcej napisać o spacerze - było cudownie.
Zdjęcie które widzicie jako pierwsze i to poniżej powstało spontanicznie, a smaczku dodaje mu fakt,
że jak się po jego zrobieniu okazało za plecami psów w lesie stał łoś
i bacznie nas obserwował o czym przekonaliśmy się po zdjęciu gdy mieliśmy iść dalej.
Łosia oprócz mnie widziała jedynie Priśka, co udało mi się częściowo uwiecznić na filmie.
Stanęła, a potem usiadła na murku by się porozglądać i wypatrzyła go.
Rebiśka zajęta była kopaniem w kupce piasku który był pod murkiem i kręceniem bączków w tej kupce
- czyli standardowa głupawka jak stoimy za długo w jednym miejscu :)
Karolina skupiała uwagę chłopaków na sobie.
Celowo nie pokazywaliśmy pozostałym chartom łosia, bo nikomu to nie było potrzebne.
Łoś i tak nas zlewał, a charty by się tylko nakręciły.
Ale spotkanie było mega, tym bardziej, że chwilę wcześniej rozmawiałyśmy, że trudno spotkać łosia.
Podczas wyprawy znaleźliśmy czas na kilka fotek - wiadomo :)
Z Karoliną, która oczywiście bloguje i jest też maniaczką fotek jest cudownie spacerować, bo robi też fotki z nienacka :P
Cześć spaceru odbyło się ścieżkami, ale potem chcąc szybko skrócić drogę tak poszłyśmy w las...
że z godzinę próbowałyśmy dotrzeć do drogi.
Powiem Wam, że było naprawdę hardcorowo.
Szłyśmy jakimiś górkami, krzakami, wyschniętym korytem rzeki - to chyba było najbardziej zacne miejsce,
bo było tam wiele zwalonych drzew, konar na konarze + zwalone drzewa
i w tym wszystkim my dwie i ciągnące nas charty bo oczywiście co chwilę wyczuwały jakąś zwierzynę.
Spacer zajął nam 3h (z tego z 20min zdjęcia), przeszłyśmy 9km.
Ktoś powie: niewiele.
No nie jest to wiele, ale to obrazuje idealnie po jak trudnym terenie szłyśmy.
Jak dla mnie taki spacer z przygodami typu krążenie po krzakach itp to standardzik :P
regularnie gdzieś się gubię lub szukając innej trasy trafiam w jakieś krzaki.
I jak widać znalazłam osobę z którą mogę ta wyprawę uskuteczniać.
Nie powiem, kilka razy w ciągu tych trzech godzin byłyśmy u kresu wytrzymałości gdy psy łapały tak mocny trop,
że traciły mózgi i czułyśmy się na końcu smyczy jak latawce.
Dodatkowo przecież były cztery więc wzajemnie się nakręcały.
Chyba najbardziej niesamowity moment był wtedy gdy szliśmy ścieżką, psy szły obok siebie
i nagle jak na zawołanie wszystkie odbiły ze ścieżki w las.
W sekundę, jak zaprogramowane.
Poczuły coś w tym samym momencie i zrobiły susa w las.
Coś niesamowitego.
Bardzo lubie takie spacery, bo mimo że nie robiły bóg wie ile kilometrów jest to spacer bardzo psy angażujący,
oprócz oczywiście wysiłku fizycznego w lesie sa tak silne bodźce wizualne i węchowe,
że psy wracają do domu jak po przebiegnięciu maratonu.
Cudowny poniedziałek.
Dziękujemy :*